Polska szkoła plakatu to marka sama w sobie, podobnie jak Polish Jazz. Z perspektywy czasu widać to jeszcze lepiej. Plakaty, grafiki towarzyszące kolejnym edycjom Famy i cała identyfikacja wizualna – jak byśmy to dziś nazwali – są świetnym tego dowodem.
Ich twórcami zawsze były wielkie nazwiska lub artyści, którzy takimi się stali. Przeglądając plakaty Famy widać jak na dłoni zmieniające się trendy w kolejnych dziesięcioleciach. Mimochodem, dzięki pięciu dekadom funkcjonowania festiwalu udało się napisać swoistą, linearną historię tego zjawiska.
W ostatnich latach za identyfikację famy odpowiadali np. Zuza Rogatty, Mateusz Kluczny, Dawid Ryski czy Kaja i Piotr Depta-Kleśta, proponując głowę w masce przypominającej nieco chustę na twarzy buntownika czy poszukiwawczy batyskaf eksplorujący odmęty oceanu sztuk. W tym roku mamy odejście od koncepcji figuratywnej na rzecz utylitaryzmu.
Borys Goncerz z wrocławskiej agencji Mindu zaproponował ostry zwrot w koncepcji “okładki” Famy, łącząc tradycję festiwalu z przyszłością, w którą patrzymy. I z multidyscyplinarnością świnoujskiego święta młodej sztuki.
Mamy wrażenie, że takie podejście do identyfikacji graficznej pozwala nam na więcej, możemy zejść z plakatowego słupa, rozlać się środowisku cyfrowym i po mieście w innych formach. Czy nam się to uda? Sami ocenicie. Tymczasem zachęcamy do oceniania po… okładce. Bo czemu nie?